szamański kociołek 🙂 |
Ach co to była za uczta!! Godna samego króla!! A zaczęło się od tego, iż postanowiłam jednego dnia nie gotować obiadu w ogóle! Nic a nic! Słońce pięknie świeciło i oznajmiłam bliskim, że zrobimy sobie ognisko koło domu z kiełbaskami i jakąś sałatką. Zaczęło się od niewinnego wylegiwania na słonku a skończyło mieszaniem w kociołku i szamanieniem, znaczy szamaniem tego co uwarzyłam.
magiczna zawartość kociołka |
LENISTWO CZASEM BYWA ZGUBNE!!
Wyłożyłam się na słonku, znaczy na leżaku w promieniach słonecznych i zaczęłam sobie marzyć, że tyle wolnego czasu mam kiedy nie muszę gotować. Ale fajnie! Poopalam się, będzie ognisko i kiełbaski i sałatka i….przecież ja nie jem kiełbasy…! Ok, to w takim razie zrobię…. i wyobraźnia pognała do kuchni i lodówki, a ja za nią. Oj! Przepadłam z kretesem! Zaraz było: mamo a zrobisz ciasto na patyku? A weźmiemy sobie kalafiora… a może ziemniaczków upieczemy?
Małe co nieco…
Trzymając się cały czas swoich założeń czyli, że ma być leniwie, szybciutko przygotowałam małe co nieco:
– kalafiora solo do podgryzania na przekąskę – bo miało być leniwie (Umyć, osuszyć, pokroić na mniejsze cząstki, ułożyć na półmisku i gotowe do podgryzania)
– sałatkę z: sałaty, pomidora, papryki i szczypiorów cebuli z sosem ziołowym (Umyte i osuszone warzywa skroić na dowolne wielkości, wymieszać, polać sosem. Sos: ocet, oliwa, zioła ulubione, sól. Wymieszać i już.)
– patisona do grillowania w ziołach (Czyściusi patisonek, pokrojony w cieniutkie plasterki posolić delikatnie i chwilkę poczekać. Ale tylko tyle by nieco zmiękł i łatwiej było go nabijać na „widełki” czyli patyki ogniskowe. Następnie polać oliwą ziołową, posypać ziołami, ponabijać na patyki i piec nad ogniem. Tak długo aż się upiecze.)
– kociołek warzywny jako danie główne (Ulubione warzywa, umyte i pokrojone lub takie jakie się ma pod ręką włożyć do kociołka. Na dno można dać grube plastry słoniny czy boczku lub kawałki mięsa. Ja dałam młode ziemniaczki, marchewkę, paprykę, cebulkę wraz ze szczypiorami, kilka ząbków czosnku pokrojonego na plasterki, zioła suszone, świeże, a na dno nieco smalcu. Nalałam wody, do połowy warzyw. Następnie zagotować na ognisku, pogotować aż zmiękną, dodać 3 łyżki pokruszonego przesuszonego sera twarogu, 2-3 łyżki śmietany i jeszcze chwilę niech się duszą delikatnie nad ogniem. Kiedy zrobi się sos z wody i nabiału, wtedy jest gotowe).
– ciasto na podpłomyki znaczy „napatyki” (Mąka, nieco oliwy, zioła, sól, trochę ciepłej wody. Ciasto zagnieść jak na pierogi. I takiej ma być konsystencji. Formować cienkie placuszki, owijać patyki i piec nad ogniem. Podobnie jak podpłomyki. Ja dodaję nieco proszku do pieczenia. Wtedy ciasto troszkę wyrasta, a gdy już przestanie rosnąć i się zarumieni to wiem, że jest gotowe. Pyszny dodatek do mięska czy sałatki, albo grillowanej cukinii. Smaczne też jest z masełkiem i ziołami).
– arbuza na deser (miał być na deser ale poszedł … znaczy został wszamany zaraz na początku, więc na deser został patisonek grillowany).
– oraz standardowo kiełbaski dla tych, którym ognisko bez mięsa się nie kojarzy. Ale obeszło się bez i wróciły do lodówki jak przyszły.
to nie kiełbaski! to „napatyki”-podpłomyki 😉 |
W czasie kiedy kociołek się gotował nad ogniskiem, my pieczołowicie zajadaliśmy się arbuzem, który miał być na deser. No upał i w ogóle… A że głód tak jakby trochę się zbliżał to czekając na danie główne podjadaliśmy sobie kalafiora. Delicje!! Po prostu palce lizać. Chrupki, nieco jakby słodkawy, sycący….doskonały na przekąskę. Jednak czas czekania, kiedy się kocioł zagrzeje, trochę się dłużył, więc i sałatka zniknęła niczym bańka mydlana.
Zaspokojona smakowitościami, wróciłam na leżaczek w oczekiwaniu na pierwsze objawy gotowości, znaczy gotowania ze strony kociołka. Jeszcze dobrze się nie rozłożyłam a tu już cudny zapach kociołkowego środka przyciąga mnie jak w transie. Ach! Co to za cudne wonie mnie dopadły i nie pozwoliły się wylegiwać! Chwila mieszania w kotle, czarowania się nad zawartością, ponowne przykrycie kotła i znów powrót na leżaczek. Znowu nie zdążyłam się zbytnio poopalać, bo właściwie kociołek był prawie gotowy. Młode warzywka w żeliwnym kociołku bardzo szybko się gotują. Jeszcze tylko nieco serka i śmietanki, zamieszanie: raz w prawo, 8 razy w lewo… 4 muchy, 2 komary i jedna jaszczurka…. chciały… chyba spróbować, bo nie to żebym je tak zaraz do kotła. O nie! mięsa raczej nie jadam, tylko sporadycznie…. I gotowe!! Rozdano, zjedzono. Ponownie rozdano i ponowie zjedzono. Kolejny raz prawie rozdano…., bo w kociołku nie zostało już nic!
Biesiadnicy zadowoleni z pełnymi brzuszkami, po dłuższej przerwie na kawę, pogawędki itd., przystąpili do przygotowywania sobie podpłomyków „napatyków” a także patisona grillowanego na patyku. Trochę trzeba się natrudzić i nastać i natrzymać, naobracać tymi patykami, więc ciężka to praca. Pomogły nam w tym zamontowane dla kociołka drabinki. Byliśmy bardzo zmęczeni! Bardzo! Naprawdę trzeba się nieźle namęczyć, by wszamać całą zawartość kociołka…smaczną zresztą zawartość.
I teraz sama już nie wiem: czy jestem opalona od słońca, bo się opalałam czy może jednak od ogniska mnie przypaliło?? Czy „nic nie robienie” czyli biwakowanie przed domem i przygotowywanie tego wszystkiego to tez lenistwo czy może jednak praca? Czy można być jednocześnie zmęczonym i odpoczętym??? Hmmm… chyba muszę trochę pomyśleć, więc udam się na spoczynek i zrobię sobie leniwą noc…..
Kreatywnego leniuchowania
Życzy Niezłe Ziółko
opalamy się w oczekiwaniu na…. |