Śniadanie z Leszym…

Wstaję o świcie. Słonko tak błogo przyświeca. W nocy mróz chwycił rozmokniętą mocno ziemię. I leci myśl krótka i szybka jak błysk promienia słonecznego: idę do lasu!! Już dawno w nim nie byłam…nie zanurzałam się w zapachach, kolorach…

Budzę dziecko jednym zdaniem: idziesz ze mną do lasu?? Odpowiedź równie prosta: idę!! I dziecko jeszcze dodaje: zrób nam herbaty tej ulubionej i jakieś kanapki, ja się psem zajmę przed wyjściem…

Anioły bieszczadzkie, anioły… jak te: https://www.youtube.com/watch?v=7scH1OQgfBQ

Jesteśmy zorganizowane, tego się nie da ukryć: moje dziecko wie już, że pytanie o świcie, w którym jest słowo „las” niesie ze sobą najwspanialsze chwile, pełne niespodzianek, wyzwań ale też relaksu i niezwykłej harmonii z naturą. Już nie pyta: po co?? A co tam będziemy robić? Kiedy wrócimy?? Itd… tylko migiem zbiera się do wyjścia. Tak szybko jak krótkie jest słowo las.

Idziemy nieco bardziej ostrożne niż zwykle: kilka dni temu na naszej działce pojawił się młody niedźwiadek. Wieczorem wyprowadzając pieska koło domu wystraszył mnie głos zdecydowanie  bardziej inny niż jelenia…. Jego niski pomruk był pełen dezaprobaty dlaczego mu wchodzę w drogę, dlaczego się kręcę po jego terenie…? Uciekłam do domu wmawiając sobie, że to jelenie… Nie, to nie jeleń!! Rankiem następnego dnia sprawdziłam i okazało się, że jedna z brzóz jest przechylona bardziej niż dnia poprzedniego, a na niej i  kilku innych  ślady pazurów niedźwiadka. Niedobrze. Ja się boję takiej zwierzyny.

I dlatego postanowiłam udać się do lasu w inne niż zazwyczaj miejsce. Skoro jest „tu” to może „tam” go nie będzie. Postanowiłam przy pierwszym napotkanym śladzie niedźwiedzia (wyimaginowanym czy też nie) uciekać. Ale piękna pogoda i zapachy z lasu zrobiły swoje…no ciągnie mnie jak wilka…..

Leśne ostępy są mi dobrze znane, wiem gdzie i co zbierać. Postanowiłam nie kusić losu i wyjść tylko na chwilę: zerwać leszczynę i wracać. Leszczyna zerwana, ale zrobiłyśmy się głodne. Szybkie wyjście, śniadanie w plecaku. Postój w leśnej wycince, stolik jak zaczarowany. Zasłuchane w odgłosy przyrody odgadujemy jakie zwierzęta są z nami: tu dzięcioł, tu wrona, tu jeleń, a tam zajączek kica. Las cichutko śpiewa do słońca…

Relaks ….

Pora wracać. Szukam żywicy. Dziecko znowu komentuje: Czy ty mamo choć raz nie możesz wyjść do lasu na zwykły spacer??? Czy ciągle czegoś musisz szukać??? Odpowiadam bezgłośnie: taka już jestem… Na co moje dziecko wdzięcznie: dobra, pomogę Ci szukać tej żywicy jak świnia trufle – będzie szybciej.

No i jak nie kochać dzieci? Te pyskate, inteligentne stworki, które są naszym odzwierciedleniem? Współpraca się opłaca: ja zbieram – dziecko szuka biegając od drzewa do drzewa. Idzie nam to naprawdę wspaniale: w krótką chwilę mam pół litra !! Wystarczy, pora naprawdę wracać do domu…nie przedłużać chwil, nie kusić losu kiedy z tyłu głowy kręci się słowo: niedźwiedź.

Jedynie Leszy z drzewnych korzeni zjadł z nami śniadanie, ale jego się nie boimy 😉

Szczęśliwe i wcale nie zmęczone wbrew pozorom, gdy słońce już mocno na niebie świeci, wracamy, zadowolone, że znowu się udało.

Niezłe Ziółko.

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *