Wypad do „miasta”… lepszy niż do lasu?

Kwiaty pigwy

Wyjazd do Przemyśla z rodziną … (tak jakby służbowo, więc i żakiecik i szpileczki są). Jadąc, widzę jak bardzo zmienia się przyroda: u nas w Ustrzykach zaledwie trawa się zieleni, pierwsze wiosenne kwiaty, mało jeszcze liści na drzewach, a im bliżej Przemyśla tym piękniej: kolorowo na łąkach i polanach, zielono i biało na drzewach, pachnąco…. Aż miło tak jechać i podziwiać ten piękny świat. Tyle tu pierwiosnka, kokoryczy, czosnaczku, żywca… po prostu chciałoby się wysiąść i iść w te pola.

Oba zdjęcia: kokorycz pusta

Ale jadąc obmyślam sobie plan: jakby tak zatrzymać się tu i tam i nakopać sobie i tego i owego wracając…. 🙂  Jadę i się uśmiecham, zachwycam się widokiem i plan nabiera rumieńców: saperkę mam, gumiaczki też, jakaś reklamówka się znajdzie…… Rodzina jeszcze nic nie wie, ale to nic.

Wracamy, zatrzymuję się, pytają o co chodzi: tłumaczę, że to jest kokorycz pusta i chcę ją mieć w swoim ogrodzie. No nic. Milczą, czekają aż nakopię i jedziemy. Kawałek dalej jest żywiec gruczołowaty. Trzeba i nim się zająć. Wysiadam, kopię i….mama wysiada pomóc. Kawałek dalej jest i jasnota purpurowa i czosnaczek. I znowu to samo. Mama pyta: a ty w tych szpileczkach, to może ja pokopię ? No cóż: wiedzmy muszą umieć i w szpilkach łopatę i miotłę obsługiwać. Jedziemy. Chyba już mam wszystko.

Jasnota purpurowa
Podbiał

Nie, no nie! kawałek dalej barwinek się ściele. Zatrzymuję samochód wykopuję i patrzę a tu miodunka, i bylica pospolita!! cudo!! Też pragnęłam ją mieć u siebie. No! To jestem szczęśliwa! Rodzina też, bo wycieczka przyrodnicza nam się zrobiła, a czas do domu wracać i obiecałam jechać prosto do domu.

Na którymś z kolei wirażu zauważam na podmokłych łąkach wystające wiechcie szczeci!! O jakże jestem szczęśliwa, szczególnie że tuż obok jest punkt widokowy!! tyle czasu na nią polowałam! Zatrzymuję się. Rodzina już nawet nie pyta co się stało i co znowu zobaczyłam, tylko jak długo jeszcze? Szybciutko zakładam gumiaczki, bo mokro, saperka w rękę i wio! Córka ze mną, bo stwierdziła: szybciej będzie. Pędzę, po drodze widzę jeszcze pierwiosnka lekarskiego, też biorę, a co? Takiego nie mam, u mnie są tylko wyniosłe, niech się rozmnaża. Dopadłam szczeci, wykopałam, wracam. Biegusiem, bo gotowi mnie tu zostawić w tym żakieciku i gumiaczkach z łopatą i gliną w ręce! Już prawie jestem… ufff… Ale co to? kosaćce! ooo! same wpadły pod nogi, po prostu same! To byłby grzech je tak zostawiać, bo łąka i tak pod kosę idzie! zabieram! Z rozmachu prawie w tych gumiaczkach  i z łopatą w ręce wsiadłam za kierownicę. A rodzina się uśmiała ze mnie 🙂

Miodunka miękkowłosa
Stokrotka

Ale co tam…? najważniejsze że nowi pasażerowie jadą ze mną. I to jacy? Prosto z drogi.
Taaak… zdecydowanie wyjazd się udał! I jak to dobrze, że prawie cały ekwipunek „wiedźmy” jeździ ze mną wszędzie . Co ja bym bez tego zrobiła? Pewnie nic…

(nie mam zdjęć wszystkich roślin, gdyż…ponieważ….zabrakło prądu w aparacie)

udanych wypadów leśno-miejskich
życzy Niezłe Ziółko

Kwiaty jabłoni papierówki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *