Wsi spokojna wsi Wesoła

– Ależ masz tu ciszę i spokój – mówią goście odwiedzający mnie na łąkach zielnych. Ale to tylko pozory. Kiedy pierwszy raz weszłam na łąkę „słoneczną” to zastała mnie ta sama cisza i spokój. Obeszłam granice łąki, oznaczyłam zioła, poszukałam miejsca na ognisko i usiadłam na środku łąki, by nieco odpocząć. Wpadłam w medytacje i nagle…łąka ożyła.


Kiedy moi goście odwiedzają mnie na łąkach, rytuał jest zawsze ten sam: zwierzęta cichną, nasłuchują, sroki dają znać, a kiedy niebezpieczeństwo mija i obcy staje się niegroźny wówczas łąka i las ożywają. A goście zadziwieni, że jednak taki tu ruch. Tak wygląda życie dzikich zwierząt. Teraz kiedy ktoś obcy zbliża się do łąki to sroki skrzeczą przeraźliwie, życie cichnie i już wiem, że ktoś obcy jest w pobliżu. Chociaż nie widzę go spoza chaszczy i krzaczorów, jednak zachowanie zwierząt wiele o tym mówi.
Sarny i jelenie zrobiły sobie ścieżkę tranzytową przez środek łąki. Wiewiórki założyły stowarzyszenie orzecha laskowego, sroki kółko gospodyń leśno-łąkowych i wraz z innym ptactwem wyżerają co po skoszeniu traw zostało odsłonięte. Puchacze nie dają spać , podobnie jak lis, który nie ma litości nad gęsią czy kaczką. Zakrada się nocą, tuż nad ranem i porywa jak książę królewnę, ale na tym bajka się kończy. Ptactwo przyduszone, wydaje straszne odgłosy wołając o pomoc i życie. Spać się nie da, bo z uchem przy ziemi w namiocie każdy głos słychać z dużą siłą. Podobnie jastrzębie: polują, a jak nie polują to wołają jeść. Tak czy siak jest ruch i jest głośno.


Pierwszy raz od bardzo długiego czasu zrobiłam sobie wypad na integrację z naturą – kilkudniowy. I nie wiem czy bardziej pojechałam kosić łąki czy może raczej oddać się medytacjom w dzikości życia: brak prądu i wody, brak dachu nad głową. Na wszystko jest rada, ale czy o to chodzi?? Mogłam zabrać power-bank, ale zapomniałam. Dach nad głową: rozbiłam namiot. Było super!! Najbardziej dokuczał mi jednak brak wody: tyle co do picia wystarczyło, ale żeby się dobrze umyć…. Obliczyłam, że średnio dziennie w warunkach polowych na osobę zużywamy 10l wody: do picia i mycia, do gotowania. Czy to mało czy dużo?? To zależy – bo jeśli wziąć pod uwagę zużycie na potrzeby dzienne to mało, ale jeśli weźmiemy pod uwagę to, że te 10 l muszę sama przytachać na własnych plecach pod górę 500m to…dużo!
Ponadto istnieją problemy takie jak: mycie zębów!! Hmmm… człowiek przyzwyczajony do takiego rytuału po jakimś czasie niemycia odczuwa dyskomfort Ale na to tez jest rada!
NIE MASZ PASTY DO ZĘBÓW? – zrób swoją. Receptur na pasty do zębów jest sporo: sodowe i sodowo-tłuszczowe. Ale w terenie tego nie mam. Za to są …zioła!! Zrobiłam sobie pastę taką: kawałek łodyżki żywokostu, kwiat mydlnicy i 3 listki mięty. Wszystko razem dobrze przeżułam, aż powstała pasta i szczoteczką umyłam zęby. Na szczęście miałam szczoteczkę, tylko o paście zapomniałam. A co jeśli i szczoteczki nie ma? Nic trudnego: wykopujemy korzeń łopianu, albo chrzanu. Obmyć, oskrobać i podsuszyć do następnego dnia. Następnie jeden koniec nieco pozgniatać by się włókna rozdzieliły i tym umyć zęby jak szczoteczką. Dezynfekcja znakomita a łopian dodatkowo ma sporo dobroczynnych tłuszczy i olejków.
A CO NA KOMARY I UKĄSZENIA MRÓWEK, KOMARÓW I INNYCH GZÓW?? – już pisałam, ale powtórzę, bo warto zapamiętać: liść trędownika, dziewanny czy wrotyczu. Liść przeżuć i ze śliną taką papkę nałożyć na ranę czy ukąszenie. Pomaga od razu i przynosi ulgę. Można w ostateczności przyłożyć liście wilczomlecza, ale tego nie przeżuwać tylko rozgnieść lub sokiem z łodyżki posmarować. Należy pamiętać iż wilczomlecz może wywołać podrażnienie skóry, więc decyzja o zastosowaniu powinna być wyważona.

JEDZENIE W TERENIE – Życie w terenie, bez dodatków cywilizacyjnych wcale nie jest trudne. Mamy tu sporo jedzenia: jednego dnia przygotowałam na obiad zupę z resztek. Oznacza to, że miałam nieco alg morskich różnego rodzaju (bardzo lubię) – zamiast soli, ze dwie łyżki kaszy Bulgur, korzeń pietruszki i do tego wrzuciłam baldaszki marchwi dzikiej, nasiona babki i liście żywokostu –zagęszczają zupę, liście chrzanu – dodają ostrości, trochę pokrzywy. Zupa była bardzo pożywna i smakowita. Zbieram owoce: maliny, jeżyny czy borówki, zbieram grzyby: fantastyczny dodatek do śniadania czy po prostu danie główne obiadowe. Jedzenie w terenie to najmniejszy problem. Byle tylko była woda.
Każda czynność w terenie, na łące w lesie to czas medytacji, czas integracji z samym sobą. To piękny czas.

Niezłe Ziółko

CIcha i spokojna mieszkanka łąki :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *